Na ch…mi ten cały rozwój osobisty i te wszystkie warsztaty, szkolenia? Ktoś, nie jeden, nie raz mnie zapytał. Czy bycie coachem oznacza, że nie przechodzi się przez żadne kryzysy i
nie doświadcza chujowych momentów? I specjalnie wkleję wulgaryzmy, bo jak się
wali i sypie to użycie „złowrogo szumią wierzby” nie pasuje i już. Bycie coachem to trochę jak bycie takim ninja,
który podczas ataku niesprzyjającej sytuacji podskakuje do góry, robi dwa salta
w przód i trzy w tył, ląduje na dachu budynku i napierdala gwiazdkami w daną
sytuację. Sekund pięć i świeci słońce. Nieskazitelny ninja, który w każdej sytuacji
wie dobrze jak się zachować, każde jego działanie kończy się sukcesem (w końcu
ma ze sobą te wszystkie techniki i narzędzia), myśli pozytywnie, nie ma
zwątpień i zawsze i wszędzie pała miłością do siebie samego i tak dalej i tak
dalej. Tak by się mogło wydawać i niektórym tak właśnie się wydaje. Ba, przyznam
szczerze, że i ja rozpoczynając swoją przygodę coachingową nałożyłam na siebie
właśnie takie oczekiwania, być zawsze na 100% z jasnym umysłem i promiennym
uśmiechem. Tylko, że życie nie jest zero- jedynkowe, nie ma tylko czerni i
bieli. Smutek i złość też są po coś i też są fajne. Po za tym nie chodzi o to, że złe sytuacje są
po to, żeby nam dokopać. Nie ma pytań, „dlaczego
ja? Za jakie grzechy? Mi to zawsze wiatr w oczy…”. Nic nie dzieje się przeciwko mnie, tobie,
przeciwko nikomu!! Takie jest po prostu życie, na planecie Ziemia. Pies szczeka,
bo jest psem, a życie czasem boli, bo jest życiem, koniec kropka. Zamiast
wierzyć, że jesteśmy pechowi i przeklęci, po prostu uwierzmy i zaakceptujmy, że
takie jest życie, doświadczamy życia, smakujmy go uczmy się i rozwijajmy! Nikt
tu nie jest ofiarą i oprawcą, dokonujemy wyborów i to, co otrzymujemy jest w
pewnym sensie odpowiedzią na nasze wcześniejsze działania. Podobno dostajemy od Boga tyle ile potrafimy
unieść/udźwignąć. Kiedyś bym go poprzeklinała, żeby sobie zabrał to wszystko,
ale dziś to nabiera większego sensu, szczególnie w tych chwilach gdzie „złowieszczo
szumią wierzby” hahah. Mówiąc na głos Justynie (kim, jest Justyna będzie za chwilę), że doświadczam ostatnio ciężkich „wyzwań” z każdej strony, co chwilę
coś nowego w każdej sferze życia, słyszę od niej „o też jesteś ulubienicą Boga,
który rzuca przed tobą wyzwania i ogląda zaciekawiony jak kreatywnie je
rozwiążesz, bo on wie, że dasz sobie radę w końcu jesteś jego ulubienicą.” (może,
to nie jest cytat słowo w słowo, ale tak to zapamiętałam) I nagle poczułam
wewnętrzną siłę i chęć…życia, jeszcze pewniej, mocniej, świadomiej.
Na ch…mi ten cały
rozwój osobisty i te wszystkie warsztaty, szkolenia? Ktoś, nie jeden mnie
zapytał.
To tak jak z
technologią, na ch…ci nowy telefon? Czyżby twoja kiedyś hitowa Nokia 3310 się
już nie sprawdzała? I na tym zakończę większe zagłębianie się, po co. Po prostu
Nokia 3310 na dzień dzisiejszy nie spełnia moich oczekiwać i ten tel., który
mam teraz, za rok może dwa może pięć tez wymienię bez skrupułów, choć na dziś
spełnia się w 100%. Jasne? To lecimy dalej, kim jest ta Justyna? Swoją, jakość
życia, myśli wzniosłam na wyższy poziom (wymieniłam telefon na o dwa modele
nowszy) biorąc udział w warsztatach prowadzonych przez Justynę Honoratę
Kełpińską Dance Movement Coaching cz 1 „miłość”. To, co dla mnie jest bardzo
ważne i co jest motorem do działania to właśnie miłość do samej siebie, bez potrzeby
zapewnień z zewnątrz bez szukania potwierdzeń, bez „kocham siebie, bo ktoś inny
mnie kocha, bez uważam że mam fajny tyłek, bo ktoś tak powiedział, a jak ktoś
inny powie, że to nie tyłek tylko duże dupsko to już zerkam co 2 min do lustra
z miną zbitego psa, że to dupsko. Kochać siebie to swobodne bycie sobą, bez
analizy, co inni powiedzą, gdy ja zrobię, powiem. Nie wiem, co dla każdego z
was oznacza kochać siebie, ale dla mnie to wolność i siła. I mimo, że pracuję
nad sobą w tym temacie od dłuższego czasu byłam ciekawa, co jeszcze mogę odkryć,
osiągnąć, pogłębić, i ta ciekawość i chęć zamienienia telefonu na nowszy model
zaprowadziła mnie na warsztat Justyny. Moja pierwsza myśl była bardzo frywolna
tzn. miłość i praca z ciałem, że taniec, pewnie będzie o tym żeby dbać o siebie
i takie jakieś tam pierdółki. Ale z drugiej strony byłam na wprowadzeniu do
tego warsztatu gdzie poznałam Justynę i pomyślałam „ ta kobieta jest tak
konkretna, silna, profesjonalna, że to nie może być tylko popierniczanie po
parkiecie z chustami w rytm muzyki, no ni cholery nie i już. I moja intuicja
jak zwykle nie zaprowadziła mnie na manowce.
![]() |
HŻiR |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz