Moi drodzy czytacze i
podglądacze, klienci przyszli i przeszli, mam ochotę napisać, podzielić się z
wami skąd taka długa cisza z mojej strony, brak ruchu na fb, blogu, nie
wspominając już o portalu irlandia.ie, czy różnego rodzaju wydarzeniach.
Czasami wiele dzieje się na zewnątrz, a w nas jakby wszystko
zastygło lub wręcz przeciwnie, na zewnątrz cisza jak makiem zasiał, a w środku
burza z piorunami i tajfunami. Tak właśnie postanowiłam poddać się tej
swojej wewnętrznej burzy, niesamowitej podróży bez sprzeciwów i jakiejkolwiek
ingerencji. Tak też wiele wartości zostało wywróconych do góry nogami i
przewartościowanych po raz nie pierwszy i z pewnością nie ostatni.
Zbieram się w sobie i
gromadzę siły alby ruszyć z projektami, które dojrzewają i nabierają coraz to
wyraźniejszych kształtów w mojej głowie oraz nowymi ofertami i warsztatami
łączącymi całą moją wiedzę i doświadczenie zawodowe oraz życiowe.
Dodam też, że moje myśli
powoli, choć śmielej przelewają się na papier w formacie większym niż wpis
blogowy. Ale wszystko w swoim czasie.
Przez parę ostatnich miesięcy doświadczyłam wielu zwątpień,
niejasności, oporu, smutku, rezygnacji, istnego chaosu, obaw, poczucia
bezsilności i zagubienia, ale i były chwile zmiany stylu życia, uczenia się
nowych rzeczy, przełamywania barier, odkrycie nowej pasji i absolutnego bycia
tu i teraz z bliskimi, bez planowania i zdobywania jakichkolwiek
przyszłościowych celi. No poza jednym tzn. moim jedynym celem było to, aby być
w danej sytuacji na 100% i dać z siebie 100%.
W chwilach zatracenia i zwątpienia w to, kim chcę się stać, dokąd
tak naprawdę chcę iść i co chcę dać od siebie innym/światu, przeszkadzającym
okazywał się być fakt, że doskonale wiem jak sobie radzić z natrętnymi,
negatywnymi myślami. Przeszkadzającym, bo ja wcale nie chciałam się z nimi
uporać, chciałam ich doświadczyć, dotknąć, usłyszeć to, co tak naprawdę chcą mi
przekazać, ale mimo to, fakt, że nie rozprawiam się z nimi raz, dwa, wywoływał
poczucie winy.
I dziś, w chwili, gdy się z wami tym dzielę jestem szczęśliwa, że
pozwoliłam sobie na doświadczanie i przeżywanie tych wszystkich złych emocji i
myśli. Bo nie chcę wierzyć i tworzyć swojej rzeczywistości tylko w oparciu o
dobrą stronę mocy, eliminując tą drugą. Bo może i negatywne emocje i myśli nie
pchają nas do przodu tak jak pozytywne, ale gdy raz na jakiś czas pozwolimy
sobie na nie, one pozwolą nam obejrzeć świat i nas z innej perspektywy, nabrać
innego oglądu i dystansu. Osobiście głęboko wierzę w to, że jak potraktujemy je
tylko i wyłącznie, jako coś normalnego, jako część naszego życia, coś, co mija
tak samo szybko jak się pojawia (a nawet jak nie aż tak szybko, to i tak mija)
w najlepszym dla nas samych momencie, to one wzbogacą nas i pozwolą zachować
życiową równowagę. Bynajmniej ja tak to widzę, czuję i głęboko w to wierzę.
Jakie jest moje przesłanie dla tych, którzy doświadczają chwil
słabości lub gorszego samopoczucia; jesteście ludźmi w świecie błyskawicznego
postępu, wszystko, czego doświadczacie jest normalne i minie. Każdy ma prawo do
gorszych dni i gorszego samopoczucia. Nie jesteście nikomu winni trwającego 24/7
pozytywnego nastawienia i uśmiechu od ucha, do ucha. Jeśli jednak uważacie, że gorszy
nastrój trwa za długo, podejmijcie decyzję, aby to zmienić. Jeśli uważacie, że
to za duży kaliber na wasze barki ośmielcie się poprosić o pomoc, to naprawdę
nie boli, a wręcz przeciwnie procentuje. Życie jest piękne nawet jak leje i
wieje i jest jedno i szkoda czasu na pierdoły. I podkradnę Karolowi (mojemu
lubemu) cytat, którym lubi mnie obdarzać od czasu do czasu: “życie nie ma
sensu, to my mu ten sens nadajemy” Viktor E. Frankl. Dlatego nie ma znaczenia, co
robicie lub czego nie, ale ma znaczenie jak się przy tym czujecie i jak byście
chcieli się czuć. Życzę wam cierpliwości i wytrwałości w procesie wychodzenia z
przysłowiowego dołka. Niech moc będzie z wami!