wtorek, 30 sierpnia 2016

Już 1go października będzie emocjonalnie.

Warsztat Emocjonalny
Konsekwencji tłumienia emocji mogłabym wypisywać w nieskończoność. Takie, z którymi najczęściej pracowałam i pracuję to perfekcjonizm, poczucie winy, strach obawy przed odrzuceniem, strach obawy przed zmianami, zaniżone poczucie własnej wartości (nie piszę o depresji, nerwicy itp. gdyż to nie moje obszary pracy). 
Sama miałam okazję powyrzucać z siebie te wszystkie tłumione emocje podczas 2 części seminarium DMC "siła" oraz obserwować i wspierać inne odważne osoby podczas ich "wzbierania na sile". Dużo z nas zostało wyrzucone tzn wyrzuciliśmy, bo samo nic się nie dzieje!!! Ale jeszcze wiele w nas siedzi, a przecież jesteśmy dorośli. Jeśli tyle w nas drzemie zakopanych głęboko silnych emocji, to jak mamy pomagać i wspierać nasze dzieci? Jak uczyć je, aby one od najmłodszych lat regularnie wyrzucały swoje śmieci nie czekając, tak jak my do 29, 30, 37 lat....Jak regularnie się oczyszczać.
Jak przeciąć to błędne koła tłumienia tego czego "nie wypada" pokazywać, a co zżera nas od środka. Zżera i zaraża innych. PMD mówi o patrzeniu na dziecko przez pryzmat wizji przyszłości, czyli: kim się stanie, jak będzie sobie radził z wieloma wyzwaniami, gdy będzie już dorosły? Jak będzie adoptował się do różnego rodzaju zmian? itp. Emocje są ważnymi informacjami, które dla swojego zdrowia fizycznego i psychicznego należy zrozumieć i wyrzucić, bo konsekwencje ich unikania lub tłumienia są ogromnie szkodliwe. „Grzeczne” dziecko dziś, może w przyszłości przekształcić się w „niezdrowego” dorosłego. Nie uczmy dzieci bycia „grzecznymi” tylko autentycznymi, zdrowymi, odważnymi. Wyposażmy dzieci w skrzydła, aby wzbijały się wysoko, pewnie i odważnie, a nie zamieniały się w nieloty. 
Pamiętajmy szczęśliwy rodzic, to szczęśliwe dziecko. Więc doceń siebie, zadbaj o siebie i wynagradzaj, bo codziennie odwalasz kawał cholernie dobrej roboty! Przyjmij ten fakt, zaakceptuj i powlewaj sobie dobrych słów na swój własny temat. Zasłużyłaś/zasłużyłeś na to. 

sobota, 13 sierpnia 2016

Nokia3310 vs Iphone 6 czyli dwa słowa o DMC (DanceMovementCoaching)

Na ch…mi ten cały rozwój osobisty i te wszystkie warsztaty, szkolenia? Ktoś, nie jeden, nie raz mnie zapytał. Czy bycie coachem oznacza, że nie przechodzi się przez żadne kryzysy i nie doświadcza chujowych momentów? I specjalnie wkleję wulgaryzmy, bo jak się wali i sypie to użycie „złowrogo szumią wierzby” nie pasuje i już.  Bycie coachem to trochę jak bycie takim ninja, który podczas ataku niesprzyjającej sytuacji podskakuje do góry, robi dwa salta w przód i trzy w tył, ląduje na dachu budynku i napierdala gwiazdkami w daną sytuację. Sekund pięć i świeci słońce.  Nieskazitelny ninja, który w każdej sytuacji wie dobrze jak się zachować, każde jego działanie kończy się sukcesem (w końcu ma ze sobą te wszystkie techniki i narzędzia), myśli pozytywnie, nie ma zwątpień i zawsze i wszędzie pała miłością do siebie samego i tak dalej i tak dalej. Tak by się mogło wydawać i niektórym tak właśnie się wydaje. Ba, przyznam szczerze, że i ja rozpoczynając swoją przygodę coachingową nałożyłam na siebie właśnie takie oczekiwania, być zawsze na 100% z jasnym umysłem i promiennym uśmiechem. Tylko, że życie nie jest zero- jedynkowe, nie ma tylko czerni i bieli. Smutek i złość też są po coś i też są fajne.  Po za tym nie chodzi o to, że złe sytuacje są po to, żeby nam dokopać.  Nie ma pytań, „dlaczego ja? Za jakie grzechy? Mi to zawsze wiatr w oczy…”.  Nic nie dzieje się przeciwko mnie, tobie, przeciwko nikomu!! Takie jest po prostu życie, na planecie Ziemia. Pies szczeka, bo jest psem, a życie czasem boli, bo jest życiem, koniec kropka. Zamiast wierzyć, że jesteśmy pechowi i przeklęci, po prostu uwierzmy i zaakceptujmy, że takie jest życie, doświadczamy życia, smakujmy go uczmy się i rozwijajmy! Nikt tu nie jest ofiarą i oprawcą, dokonujemy wyborów i to, co otrzymujemy jest w pewnym sensie odpowiedzią na nasze wcześniejsze działania.  Podobno dostajemy od Boga tyle ile potrafimy unieść/udźwignąć. Kiedyś bym go poprzeklinała, żeby sobie zabrał to wszystko, ale dziś to nabiera większego sensu, szczególnie w tych chwilach gdzie „złowieszczo szumią wierzby” hahah. Mówiąc na głos Justynie (kim, jest Justyna będzie za chwilę), że doświadczam ostatnio ciężkich „wyzwań” z każdej strony, co chwilę coś nowego w każdej sferze życia, słyszę od niej „o też jesteś ulubienicą Boga, który rzuca przed tobą wyzwania i ogląda zaciekawiony jak kreatywnie je rozwiążesz, bo on wie, że dasz sobie radę w końcu jesteś jego ulubienicą.” (może, to nie jest cytat słowo w słowo, ale tak to zapamiętałam) I nagle poczułam wewnętrzną siłę i chęć…życia, jeszcze pewniej, mocniej, świadomiej.

Na ch…mi ten cały rozwój osobisty i te wszystkie warsztaty, szkolenia? Ktoś, nie jeden mnie zapytał.

To tak jak z technologią, na ch…ci nowy telefon? Czyżby twoja kiedyś hitowa Nokia 3310 się już nie sprawdzała? I na tym zakończę większe zagłębianie się, po co. Po prostu Nokia 3310 na dzień dzisiejszy nie spełnia moich oczekiwać i ten tel., który mam teraz, za rok może dwa może pięć tez wymienię bez skrupułów, choć na dziś spełnia się w 100%. Jasne? To lecimy dalej, kim jest ta Justyna? Swoją, jakość życia, myśli wzniosłam na wyższy poziom (wymieniłam telefon na o dwa modele nowszy) biorąc udział w warsztatach prowadzonych przez Justynę Honoratę Kełpińską Dance Movement Coaching cz 1 „miłość”. To, co dla mnie jest bardzo ważne i co jest motorem do działania to właśnie miłość do samej siebie, bez potrzeby zapewnień z zewnątrz bez szukania potwierdzeń, bez „kocham siebie, bo ktoś inny mnie kocha, bez uważam że mam fajny tyłek, bo ktoś tak powiedział, a jak ktoś inny powie, że to nie tyłek tylko duże dupsko to już zerkam co 2 min do lustra z miną zbitego psa, że to dupsko. Kochać siebie to swobodne bycie sobą, bez analizy, co inni powiedzą, gdy ja zrobię, powiem. Nie wiem, co dla każdego z was oznacza kochać siebie, ale dla mnie to wolność i siła. I mimo, że pracuję nad sobą w tym temacie od dłuższego czasu byłam ciekawa, co jeszcze mogę odkryć, osiągnąć, pogłębić, i ta ciekawość i chęć zamienienia telefonu na nowszy model zaprowadziła mnie na warsztat Justyny. Moja pierwsza myśl była bardzo frywolna tzn. miłość i praca z ciałem, że taniec, pewnie będzie o tym żeby dbać o siebie i takie jakieś tam pierdółki. Ale z drugiej strony byłam na wprowadzeniu do tego warsztatu gdzie poznałam Justynę i pomyślałam „ ta kobieta jest tak konkretna, silna, profesjonalna, że to nie może być tylko popierniczanie po parkiecie z chustami w rytm muzyki, no ni cholery nie i już. I moja intuicja jak zwykle nie zaprowadziła mnie na manowce.
HŻiR


Dwa dni ciężkiej pracy coachingowo-terapeutycznej i to z ciałem!! Wydobycia prawdziwych emocji, bez udawania i analizy, co wypada, a co nie. Jak boli to boli, jak jest chujowo to jest chujowo, a nie szumią wierzby, jak jestem prawdziwie wkurwiona, to wyrzucam to z siebie a nie mówię „jestem zezłoszczona” Nie, ja jestem wściekła, nie umniejszam, nie ukrywam. To warsztat gdzie dwa dni bez żadnych masek wyrzucało się z siebie wszystko, co gdzieś tam się skrywało w zakamarkach, jakieś stare żale, rodzinne sytuacje, które gdzieś tam kuły pod bokiem, obawy, urazy, krzywdy. I nie tylko, tam się wszystko wyrzucało, Justyna dobrze wiedziała, kto w danym momencie jest już gotowy żeby się od tego odciąć i zostawić przeszłość i ruszyć dalej i pomagała wtedy indywidualnie każdemu z grupy. Kto jeszcze z siebie wszystkiego nie wydobył, lub jeszcze chciał coś ukryć, „bo, nie wypada, bo tak nauczono, bo złość nie przystoi…” Justyna przyciskała wtedy w takie punkty, że nie było szans się bronić i zaraz za tym przychodziła ulga. Niesamowita ulga. To trochę jak na filmach o tym jak czarnoksiężnik wyciąga z ciała opętanej osoby złą duszę stoi nad tą osobą mówiąc swoje zaklęcia, modlitwy i widać jak zła dusza wychodzi z ust danej osoby. Tam nie było owijania w bawełnę, upiększaczy, ocen, zabijania czasu. Tam była konkretna praca w bardzo bezpiecznych warunkach, pod opieką profesjonalistki, tam….działy się cuda. Biorąc udział w różnych warsztatach szkolenia słuchając motywacyjnych mówców itp. wiedziałam, że dają one często chwilowego kopa, wprawiają w super nastrój i ma się poczucie mocy, które mija szybko czasami szybciej czasami trwa trochę dłużej, ale wprawia w pozytywny nastrój chwilowy i na tym koniec. Dlatego też wstrzymałam, się z opisaniem tego wydarzenia żeby nie dać się omamić chwilowej iluzji. Tu nie ma chwilowej iluzji tam była konkretna praca i zamknięcie starych drzwi, których nie ma już potrzeby otwierać ani zerkać przez dziurkę od klucza, bo wiemy, co tam jest za nimi i już tego nie potrzebujemy. Teraz dostaliśmy pęk kluczy do nowych drzwi nowych możliwości. Każdy z uczestników wziął tyle ile potrzebował, czy to jeden klucz czy dwa czy cały duży pęk. Dostał tyle ile chciał, na ile był gotowy w danym momencie. Co ja dostałam, spokój wielki w sercu, który towarzyszy mi pomimo cięższego dla mnie okresu, siłę w tych doświadczeniach oraz wiarę, że wszystko, co się dzieje jest dla mnie i dam sobie radę oraz poczucie spełnienia i miłości. Już się nie mogę się doczekać kolejnej części na temat siły, coś czuję, że tam wyjdzie moja prawdziwa dzika natura, mam ochotę się trochę zezwierzęcić, ok. kłamałam nie trochę tylko całkowicie, a co! Niech moc będzie z wami, życzę działań i miłości do siebie, takiej prawdziwej!